Igrzyska, igrzyska i po igrzyskach. Cały sportowy świat ponownie skupił się na Mistrzostwach Świata, Europy i innych w poszczególnych konkurencjach. Igrzyska odeszły w nie pamięć. Wszystko co było związane z tym okresem dobiegło końca. Sportowcy wrócili do swoich domów by cieszyć się jednymi na najdłuższych wakacji jakie mieli w karierze. W roku Igrzysk Olimpijskich nie było żadnych innych ważnych imprez. To właśnie ta starożytna tradycja, którą odnowił Pierre de Coubertein miała jednoczyć świat.
W jednym z mieszkań Warszawy pewna rudowłosa osóbka pakowała właśnie jedną z wielu walizek. Diana Jarosz – Bartman nie sądziła, że wyprowadzka z mieszkania jej męża będzie tak ciężka. Nie chciała zostawiać Polski, rodziny i przyjaciół. Musiała. Razem ze Zbyszkiem podjęli taką decyzję, że zmieniają wspólnie ligę, w której grają. Dużo czasu zajęło im szukanie odpowiednie klubu, który posiadałby sekcję damską i męską. W sumie mogli tylko wybierać w dwóch ligach: tureckiej i rosyjskiej. Ostatecznie wspólnie zdecydowali się na grę w Stambule. W dwóch różnych klubach, które miały siedzibę w jednym mieście. Dawało im to pewność, że będą widywać się częściej niż do tej pory. Mimo wszystko Dianie ciężko było wyprowadzać się. Co prawda żyła już poza granicami kraju, ale miniony rok zmienił zbyt dużo w jej życiu. Jej priorytety też uległy zmianie. Nie chciała żyć tylko siatkówką. Chciała żyć tym co daje jej szczęście czyli rodziną. Jednak polska liga nie dawała szans na bycie w jednym mieście, a dojeżdżanie codziennie na treningi mogło być męczące.
- Kochanie spakowana? – do sypialni wszedł Bartman.
- Tak w sumie to tak. Jeszcze tylko kosmetyczka z łazienki – odpowiedziała Diana i uśmiechnęła się.
- Nie chcesz wyjeżdżać, prawda?
- Nie. Widzisz w Polsce mamy wszystkich, których kochamy. Jednak jeśli tu zostaniemy znowu będą dzieliły nas kilometry. Musieliśmy wybrać mniejsze zło.
- Myślałem, że ten wyjazd nie będzie dla nas problemem. W końcu spędziliśmy kilka lat poza granicami kraju.
- Ostatnio jednak wiele się zmieniło.
- Wiem. Jednak teraz to my tworzymy rodzinę. Musimy myśleć przede wszystkim o sobie i o tym co jest słuszne dla nas.
- Wiem. Dobrze, że są telefony – powiedziała Diana i przytuliła się do Zbyszka.
Mężczyzna pocałował ją w czoło i pogłaskał po rudych włosach. Wiedział, że będą razem do końca życia. Zbyt dużo przeszli żeby mogli to zaprzepaścić. Nie miał pojęcia czy wytrzymają ze sobą pod jednym dachem dłużej niż dwa dni jak to miało miejsce do tej pory, ale był dobrej myśli. Przecież za kilka lat zostaną rodzicami. Nie teraz, ale za kilka lat…
W jednym z mieszkań Warszawy pewna rudowłosa osóbka pakowała właśnie jedną z wielu walizek. Diana Jarosz – Bartman nie sądziła, że wyprowadzka z mieszkania jej męża będzie tak ciężka. Nie chciała zostawiać Polski, rodziny i przyjaciół. Musiała. Razem ze Zbyszkiem podjęli taką decyzję, że zmieniają wspólnie ligę, w której grają. Dużo czasu zajęło im szukanie odpowiednie klubu, który posiadałby sekcję damską i męską. W sumie mogli tylko wybierać w dwóch ligach: tureckiej i rosyjskiej. Ostatecznie wspólnie zdecydowali się na grę w Stambule. W dwóch różnych klubach, które miały siedzibę w jednym mieście. Dawało im to pewność, że będą widywać się częściej niż do tej pory. Mimo wszystko Dianie ciężko było wyprowadzać się. Co prawda żyła już poza granicami kraju, ale miniony rok zmienił zbyt dużo w jej życiu. Jej priorytety też uległy zmianie. Nie chciała żyć tylko siatkówką. Chciała żyć tym co daje jej szczęście czyli rodziną. Jednak polska liga nie dawała szans na bycie w jednym mieście, a dojeżdżanie codziennie na treningi mogło być męczące.
- Kochanie spakowana? – do sypialni wszedł Bartman.
- Tak w sumie to tak. Jeszcze tylko kosmetyczka z łazienki – odpowiedziała Diana i uśmiechnęła się.
- Nie chcesz wyjeżdżać, prawda?
- Nie. Widzisz w Polsce mamy wszystkich, których kochamy. Jednak jeśli tu zostaniemy znowu będą dzieliły nas kilometry. Musieliśmy wybrać mniejsze zło.
- Myślałem, że ten wyjazd nie będzie dla nas problemem. W końcu spędziliśmy kilka lat poza granicami kraju.
- Ostatnio jednak wiele się zmieniło.
- Wiem. Jednak teraz to my tworzymy rodzinę. Musimy myśleć przede wszystkim o sobie i o tym co jest słuszne dla nas.
- Wiem. Dobrze, że są telefony – powiedziała Diana i przytuliła się do Zbyszka.
Mężczyzna pocałował ją w czoło i pogłaskał po rudych włosach. Wiedział, że będą razem do końca życia. Zbyt dużo przeszli żeby mogli to zaprzepaścić. Nie miał pojęcia czy wytrzymają ze sobą pod jednym dachem dłużej niż dwa dni jak to miało miejsce do tej pory, ale był dobrej myśli. Przecież za kilka lat zostaną rodzicami. Nie teraz, ale za kilka lat…
***
Ciepły wiatr przyjemnie muskał ich uśmiechnięte twarze rodziny Bąkiewiczów. Przez dwa lata trwania ich małżeństwa Eliza czułą się tak jakby na nowo przeżywała swój „letni romans” z Michałem. Siatkarz mimo tego, że zyskał status męża i ojca Mikołaja, dokładał wszelkich starań aby w ich rodzinie nie było miejsca na monotonie czy nudę. W każdy wolny dzień organizował spontaniczne wypady za miasto, albo do dziadków, a kiedy tylko pozwalał mu na to czas całą trójką wybierali się na dłuższy urlop nad morze czy w góry… do czasu, bo odkąd na świecie pojawiła się małą Bąkiewiczówna brunet całkowicie stracił dla niej głowę. Malutka Lenka szybciutko stała się oczkiem w głowie Michała, który przychyliłby jej nieba. W końcu była owocem miłości jego i Elizy nic dziwnego, że siatkarz był w nią zapatrzony jak w obrazek. -Tato, tato widziałeś jak wysoko daleko rzuciłem Bogusiowi patyk? – uśmiechnięty Mikołaj podbiegł do siedzących na piasku rodziców – Widziałeś?
Końcówka maja być może nie była wymarzoną porą na rodzinne wakacje, jednak Eliza i Michał zgodnie stwierdzili, że kilka dni we Władysławowie wyjdzie na dobre zarówno im jak i ich dzieciom. Wbrew wcześniejszym obawom blondynki, po pojawieniu się na świecie Lenki, Bąkiewicz nie zmienił swojego podejścia do jej synka. Mikołaj już na dobre zajął miejsce w sercu przyjmującego i nic nie mogło tego zmienić.
-Widziałem, i jak tak dalej pójdzie to jeszcze zamiast tak jak rodzice siatkarzem to nam lekkoatleta pod dachem wyrośnie.
-Ale niech ten lekkoatleta nie szarżuje tak bo jeszcze nie dawno nie chciał iść do szkoły z powodu rzekomego bólu gardła. – kobieta z uśmiechem pokręciła głową poprawiając bluzę synka – Więc Mikołaj ostrożnie, dobrze?
-Oj mamo, dramatyzujesz. – chłopiec wzruszając ramionami pobiegł w stronę radośnie szczękającego labradora
-Daj mu się pobawić, nic mu się nie stanie, a już na pewno trochę jodu mu nie zaszkodzi. – Michał kątem oka spoglądając na żonę, czule pogłaskał po główce córeczkę, która smacznie spała w nosidełku ergonomicznym – Lence też nie zaszkodzi.
Blondynka oparła się dłońmi o chłodny piasek i przymykając powieki nabrała w płuca powietrze. Gdyby ktoś mówił jej, że po swoim powrocie do Polski znajdzie miłość swojego życia, Mikołaj pomyślnie przejdzie operacje i będzie czerpał z dzieciństwa garściami, a ona sama zostanie ponownie mamą – nie uwierzyłaby. To co dawniej wydawało się tylko pobłażliwym marzeniem okazało się być rzeczywistością. Miała wspaniałego męża, dwóję cudownych dzieci i psa, który okazał się być wiernym przyjacielem całej rodziny. Ponadto jej stosunki z ojcem Mikołaja uległy pewnemu ociepleniu, a Lorenzo zaczął uczestniczyć w życiu ich synka – co prawda widywali się jedynie dwa razy do roku jednak siatkarz postanowił chociaż w niewielkim stopniu wziąć na siebie obowiązku ojca. Mikołaj zaakceptował zaistniałą sytuację, jednak to właśnie Michała stawiał za wzór do naśladowania i swojego prawdziwego ojca, który był z nim w jego chorobie, opiekował się i po dziś dzień stara się przychylić mu nieba niemiłosiernie go przy tym rozpieszczając. Czy Eliza była szczęśliwa? Cholernie. Uwielbiała ten stan w którym się obecnie znajdowała, a Michała z dnia na dzień kochała coraz bardziej. Brunet umiał ją zaskoczyć, rozśmieszyć kiedy miała zły humor i pokazać, że świat ma różne barwy. Oczywiście ich małżeństwo nie obywa się bez jakiś kłótni, jednak przez tyle lat nauczyli się dochodzić do kompromisu, który w niektórych sytuacjach okazywał się mieć zbawienną moc. W każdym, nawet najlepszym związku, czasem trzeba się trochę posprzeczać, dlatego żadne z nich nie starało się długo rozpamiętywać wykrzyczanych w swoim kierunku słów. Kochali się, mieli dwójkę dzieci i to było najważniejsze.
-Nad czym tak myślisz? – z rozmyślań wyrwał Elize roześmiany głos Bąkiewicza – Czekaj już wiem, chcesz mnie wymienić na lepszy model? Młodszy, przystojniejszy, z poczuciem humoru?
-Rozszyfrowałeś mnie, Misiek. – blondynka z uśmiechem pokręciła głową – A tak całkiem na serio to nie zamieniłabym cię na nikogo innego.
-Bo wiesz w końcu ma się to coś, skarbie.
Śmiejąc się głośno kobieta wstała z miejsca, zaraz po niej to samo uczynił Michał. Uśmiechając się w kierunku żony wyciągnął w jej stronę swoją rękę. Eliza nie zwlekała już ani sekundy dłużej. Łapiąc dłoń męża podeszła bliżej niego i uważając, aby nie zbudzić śpiącej w nosidełku Lenki, złączyła ich usta w pełnym namiętności pocałunku.
-Wy znowu się całujecie? – podchodząc bliżej rodziców Mikołaj z dezaprobatą pokręcił głową – Raz to takie niehigieniczne, a dwa dzieci i pies patrzą.
Jakby na potwierdzenie słów pana Boguś głośno zaszczekał.
-No ja tylko czekam jak do ciebie będą panny przychodzić, mistrzu. – puszczając dłoń blondynki Bąkiewicz poczochrał chłopca po bujnej czuprynie – Jestem ciekawy czy będziesz zadowolony kiedy powiem przy niej o niehigieniczności pocałunków.
-Przecież ja żartowałem, tato. Idziemy już do hotelu?
-Tak, musimy się dzisiaj porządnie wyspać. Jutro z samego rana wyruszamy do Piotrkowa. Szkoła na ciebie czeka.
-Szkoła nie zając nie ucieknie. – Mikołaj z niewinnym uśmieszkiem pogłaskał swojego psa za uchem – Poza tym i tak już prawie ocen nie wystawiają.
-Pogadaj sobie pogadaj. – Bąkiewicz śmiejąc się na żarty pogroził synowi palcem – Ale wrócimy tutaj jeszcze kiedy będziesz miał wakacje, albo pojedziemy w góry. Jeszcze zobaczymy.
-Super! A mogę iść przodem do hotelu?
-Idź, tylko nie pędź za szybko bo nie nadążymy.
Mikołaj kiwnął głową na znak zgody po czym wołając psa pobiegł przodem. Siatkarz obejmując ramieniem swoją żonę przyciągnął ją do siebie. Malutka Lenka nadal smacznie spała w nosidełku, który „miał na sobie” Bąkiewicz.
-I jak? – muskając policzek żony Michał spojrzał na nią uważnie
- Idealnie. – odpowiedziała blondynka napawając się zapachem ulubionych perfum męża
Była szczęściarą. Miała to o czym marzyła: wspaniałą, kochającą się rodzinę i tak miało zostać już na zawsze… dopóki śmierć ich nie rozłączy…
KONIEC
***
Wiemy, wiemy! Nie bijcie nas! Przepraszamy, że tak dawno nas tu nie było tym bardziej, że już dawno miałyśmy zakończenie napisane. Przepraszamy, że zawiodłyśmy, mamy jednak nadzieje, że nam to wybaczycie :* A tymczasem powyższą historię uważamy za definitywnie skończoną ;)